Kobieta Inwestuje

Co może dziwić Europejczyka w Ameryce? Cz. 1

Od końca marca jesteśmy w USA na ponad dwumiesięcznym workation. Regularnie pokazuję Wam moją codzienność tutaj w relacjach na Instagramie, ale chciałabym też zebrać kilka rzeczy o Ameryce, trochę moich obserwacji czy przemyśleń w dłuższym tekście, stąd dziś pierwszy post na ten temat.

Jest w Ameryce wiele rzeczy, które są naprawdę świetne lub bardzo praktyczne. Jest też wiele rzeczy, które mogą dziwić każdego, kto przyjeżdża do Ameryki. I o tym, co inne według mnie, będzie ten post.

Stany Zjednoczone to ogromny kraj i nie da się wszystkiego uogólnić na wszystkie stany, a poniższe punkty to jedynie moje obserwacje, czasem z przymrużeniem oka, po kilku podróżach tutaj i po aktualnym pobycie w stanie Michigan.

 

1. Wszystko jest „awesome”!

Według słownika „awesome” oznacza „niesamowity” czy „boski” („awe” w języku angielskim oznacza „podziw”), ale w Stanach oznacza… po prostu wszystko. To słowo działające trochę, jak wypełniacz 🙂

Kiedy pytasz kogoś: „Jak się masz?” odpowiedź zawsze będzie brzmiała „świetnie!” lub „wspaniale!”, nawet jeśli wcale tak nie jest.

Amerykanie używają tak wiele pozytywnych przymiotników, rzucanych tak często, że mogą stawać się całkowicie bez znaczenia czy mogą też osłabiać ich znaczenie.

Mówienie miłych słów może też jednak działać, jak zarażanie optymizmem, radością? Ja lubię tą ich radość i wszechobecne uśmiechy. A jak Wy sądzicie?

 

2. Napiwki

Dawanie napiwków jest dla wielu osób sporą częścią na zarabianie dodatkowych pieniędzy. I niby nie są konieczne, ale są bardzo oczekiwane.

Znajomi tłumaczyli nam, że to całkowicie normalne, gdyż kelnerzy zarabiają najniższą krajową lub nie zarabiają w ogóle i wychodzi się z założenia, że żeby pracodawca nie musiał podnosić cen dań, pozostałą część potencjalnej pensji dokładają w napiwkach klienci… Czy ma to sens? Zostawiam to Wam pod dyskusję.

Bardzo często widzi się rachunki z „sugerowanym napiwkiem” w kilku opcjach procentowych (przeważnie od 15-18% w górę). Często zdarza się też „gratitude” z automatu doliczone do rachunku, a nawet wtedy Amerykanie i po tym zostawiają „tipy”. Tak więc klienci zostawiają, a kelnerzy oczekują.

 

3. Ceny bez podatku

Napiwki to część takich finansowych historii. Kolejną to to, że cena podana w menu jest często niczym w porównaniu z tym, co faktycznie płacisz. Bo oprócz napiwków są jeszcze podatki. Będąc w USA trzeba przygotować się na to, że robiąc zakupy przy kasie zostanie Ci doliczony podatek.

Podatki są oczywiście koniecznością, ale w Stanach są jakby ukrywane przed nami. Ceny na towarze nie zawierają bowiem podatku od sprzedaży.

Oczywiście ogólna teoria jest taka, że podatki są różne w różnych stanach (a czasem nawet w hrabstwach). Podatek wynosi najczęściej kilka procent i np. w Nowym Yorku podana cena będzie powiększona o 8,52%, w stanie Michigan, gdzie mieszkam, o 6%, a w Oregon o …0%.

Dlaczego jednak lokalne sklepy w różnych regionach nie przygotują etykiet z konkretną stawką podatkową i ostateczną ceną, nie wiem.

Jasne jest jednak, że w tej sytuacji, dzięki cenom bez podatku, producenci mogą np. reklamować towar w całym kraju podając jednolitą stawkę, a dopiero przy płaceniu będą owe różnice.

Być może też marketingowo działa to lepiej, bo sprawia to, że ​​ceny wydają się niższe.

4. Przepisy dotyczące alkoholu i kontrole wieku

Nigdzie indziej na świecie nie prosi się tak często o okazanie dokumentu tożsamości przy kupnie alkoholu – nawet, gdy ma się 40 czy więcej lat. Kupujesz alkohol – musisz pokazać dowód 🙂

Ciekawe jest też, że USA nie możesz pić do 21 roku życia, ale jako 16-latek dostajesz prawo jazdy (i najczęściej auto). Jako 18-latek możesz kupić broń. Także alkohol to „big deal” w Ameryce 🙂

Z innych alkoholowych ciekawostek to np. większości stanów nie wolno chodzić z alkoholem, ale jeśli nosisz go w brązowej papierowej torbie podczas picia to wtedy wszystko w porządku.

 

5. Kraj przeznaczony dla samochodów, a nie dla ludzi.

Stany Zjednoczone to mało komfortowe miejsce dla pieszych i trudne miejsce do życia czy podróżowania, jeśli nie masz samochodu. W większości miast po prostu nie da się nic zrobić bez samochodu. Z kilkoma wyjątkami, jak duże miasta, wszystkie sklepy, sieciowe restauracje, supermarkety są oddalone od siebie o mile.

My mieszkamy na obrzeżach miasta, w stanie Michigan. I mimo że dom stoi wciąż w niewielkiej odległości od centrum miasta, to nie mamy na dużej odległości od domu chodnika, a chodzenie brzegiem drogi nie jest zbyt bezpieczne, bo żaden kierowca nie spodziewa się pieszego.

Nawet jeśli spaceruje się amerykańskich miasteczkach, można poczuć się dosyć samotnie. W wielu przypadkach jest się jedynym pieszym, nawet gdy to środek miasta w dzień powszedni! Cały kraj nastawiony jest na wsiadanie do samochodu, dotarcie do celu i wysiadanie.

 

6. Brak komunikacji publicznej 

Z poprzednim punktem wiąże się też ten. W wielu miejscach komunikacja publiczna praktycznie nie istnieje (oczywiście nie mówię o największych amerykańskich miastach, jak NY).

Większość mieszkańców USA potrzebuje samochodu, by się przemieszczać, a jeśli już gdzieś w centrum miasta są jakieś autobusy, to najczęściej wśród miejscowych nie są owiane dobrą sławą.

Jeśli więc planujesz podróż po Ameryce to zdecydowanie polecam wynająć samochód.

 

7. Duże porcje

Jeśli nie jecie zbyt dużo, amerykańskie porcje mogą Was zaskoczyć. Ale jeśli lubisz dobrze zjeść to ten kraj będzie dla Ciebie rajem 🙂

Kiedy poszliśmy pierwszy raz do „śniadaniowej” restauracji, porcje jako nam podano mnie zszokowały. Zamówiłam sadzone jajka z boczkiem, a dostałam jeszcze drugi talerz z dużymi pancakes (naleśnikami), pieczywo, kawa itp. To samo jest w fast food’ach – tu nie ma porcji small.

Dla nas „mała” oznacza zupełnie coś innego dla Amerykanów. W wielu miejscach zamawiamy po prostu przystawki lub normalną porcję na pół, bo wiemy już, że obiadowego dania nie da się zjeść samemu.

8. Wszystko w wersji XXL

Wszystko w dużych ilościach odnosi się też do wielu innych rzeczy czy towarów w sklepach. Jeśli poprosisz w lodziarni o gałkę lodów, wiedz, że w Ameryce jedna gałka to nasze dwie gałki.

W większości krajów Europy standardem jest mleko w litrowym opakowaniu. W USA standard to pół galona (1,8 litra) i cały galon (3,7 litra); to samo z sokami. Nawet wino można kupić w półtora lub trzylitrowych butelkach; litrowe oczywiście też można kupić.

Łóżko? Głównie w wersji king (193 cm na 202 cm). Samochody? Głównie pick up trucks. W Ameryce wszystko jest BIG.

 

9. Cukier i sól znajdziesz we wszystkim

Słodzony albo polany syropem klonowym bekon, solona mąka, orzeszki z grubą warstwą cukru czy soli to właściwie nic dziwnego w USA.

Tu warto bardzo dokładnie czytać, co się kupuje, bo sól, a już w ogóle cukier jest praktycznie we wszystkim, włącznie z zupami i daniami obiadowymi.

Poziom słodkości amerykańskich dań jest dodatkowo niezmiernie wysoki, więc warto o tym pamiętać kupując duży deser czy jakieś przekąski.

 

10. Lód stanowiący trzy czwarte szklanki z napojem

Amerykanie kochają lód. Jeśli poprosisz w restauracji o wodę czy o jakikolwiek napój, szklanka będzie wypełniona prawie w całości lodem, a potem dopiero dolewany jest płyn. Nie zdziwi więc, że woda to będzie raczej lód z wodą, a wszelkie napoje będą rozwodnione lodem, ile tylko się da.

Przyjechaliśmy do Michigan, kiedy było tu jeszcze zimno i leżał śnieg. W pierwszy dzień po przyjeździe do naszego nowego domu nie mieliśmy jeszcze zakupów, więc poszliśmy do restauracji. I na wejście przywitała mnie pełna szklanka lodu z wodą. Zimą, w śnieżny dzień.

A najlepsze, że teraz po miesiącu, sama już nie wyobrażam sobie, jak to jest mieszkać bez kostkarki w domu 🙂 Będę się nieźle przestawiać po powrocie do domu 🙂

11. Klimatyzacja pracująca na okrągło

Jeśli przylatujesz na wakacje do USA latem, zdecydowanie warto wziąć ciepłe rzeczy. Amerykanie nie wyobrażają sobie życia bez klimatyzacji, a jest ona ustawiona zazwyczaj na bardzo niską temperaturę. Ja potrzebuję bluzy zawsze, gdy chodzę po sklepach, jestem w restauracji czy zwiedzam muzea.

Nawet teraz, kiedy dopiero zaczęła się wiosna i są pierwsze kilkunastostopniowe temperatury, działa ona już w hotelach i sklepach.

 

12. Duże opakowania leków, czyli value pack

Duże opakowania w atrakcyjnej cenie? Amerykanie uwielbiają value pack. 300 albo 500 tabletek przeciwbólowych w pojemniku? Dla mnie szokujące były takie ilości medykamentów zauważone na półkach marketów. My kupujemy ibuprom wtedy, gdy coś nas boli i najczęściej pewnie po 10-20 sztuk.

Dodatkowo tabletki w np. Walmart są też stosunkowo tanie, bo 100 sztuk ibuprofenu kosztuje ok 1,5 dolara, a 500 sztuk ok. 7,5 dolara.

Pojęcia nie mam, po co komu leki przeciwbólowe w ilościach kilkuset, bo prawdopodobnie zużycie tego może potrwać parę lat, ale faktycznie jest to zupełnie powszechne.

 

13. Apteki jak supermarkety 

Zostając w temacie leków to amerykańskie apteki różnią się od polskich czy niemieckich.

W USA leki bez recepty leżą po prostu na regałach, jak w markecie i każdy może sobie po prostu wziąć to, czego potrzebuje. Wygląda to zupełnie, jak nasza drogeria (i często są też połączone ze sobą), w której w pomieszczeniu jest wiele rzędów regałów. Najczęściej co najmniej jeden rząd to same środki przeciwbólowe.

Bardzo popularna jest tu sieć CVS Pharmacy. To drogeria połączona z apteką, w której wydzielona jest też część spożywcza, a część farmaceutyczna często zajmuje co najmniej połowę powierzchni sklepu.

 

14. Trzeszczące podłogi

Większość amerykańskich domów budowana jest z drewna, a na zewnątrz „elewację” stanowią elementy z tworzywa sztucznego. Są to stosunkowo lekkie konstrukcje, a domy takie stawia się bardzo szybko. Wydaje mi się, że konstrukcja ta pozwala uzyskać też większy metraż, niż w przypadku naszych bloczkowych, grubszych ścian.

W parterowej części na podłodze najczęściej są płytki lub panele. Piętro (gdzie znajdują się sypialnie) i schody na górę wykładane są zazwyczaj jasną, miękką wykładziną.

I taka kilkuletnia podłoga, w drewnianej konstrukcji, zazwyczaj po prostu trzeszczy pod nogami. Oj, jeśli musicie w nocy wstać to rzadko da się przejść to łazienki czy kuchni w ciszy 🙂

Do tego dorzuciłabym też amerykański system ogrzewania poprzez kanały w konstrukcji, gdzie ciepło (lub chłodzenie z klimatyzacji) wylatuje przez specjalne kratki w podłodze lub w dolnej części ścian. Mieliśmy kiedyś taki dom, w tzw. kanadyjskiej konstrukcji.

Jeśli jesteś wrażliwa na wszelkie nagłe i dziwne dźwięki czy stukot całą dobę praktycznie, albo taki specyficzny świst, polecam jednak tradycyjną technikę budowlaną.

A co Ciebie zaskoczyło w USA? Podziel się proszę w komentarzu pod postem. 

Część 2 tutaj… 🙂