Jeśli śledzicie moje konto na Instagramie to wiecie, że prócz inwestowania kolejną moją pasją są podróże. Bardzo długo nie mogłam sobie na nie pozwolić, ale od kilku lat zachłystuję się wprost tą możliwością. Poznawania nowych miejsc, nowych kultur, historii miejsc, architektury, próbowanie nowych potraw, odczuwanie nowych zapachów…
To nie zawsze znaczy, że muszę ruszać w jakąś daleką podróż, bo lubię też krótkie czy bliskie wyjazdy tylko po to, żeby zwiedzić okoliczny zamek czy spróbować nowej potrawy, ale tym razem faktycznie polecieliśmy daleko, bo aż do Chin.
Jako że już wiem, że lubicie czytać o moich podróżach i o te opisy prosicie, spieszę z najnowszym postem na temat moich niecałych 2 tygodni w Szanghaju, Macau i Hongkongu.
Posta pisałam na bieżąco jeszcze w czasie podróży i wyszedł bardzo długi, więc podzielę go na 3 części, żeby Was za bardzo nie znudzić i żebyście miały ochotę wrócić tu do mnie jeszcze 😊
To co, zaczynamy?!!
Szanghaj to pierwsze miasto, które odwiedzamy podczas naszej chińskiej podróży. Wynajmujemy hotel dwie przecznice od wielkiej, handlowej uliczki Nanjing East Road. Pieszo mamy niecałe 10 minut do The Bund, słynnej promenady, która ciągnie się wzdłuż rzeki, gdzie wyruszamy już pierwszego wieczoru.
Po przeciwnej stronie wita przepiękny skyline wieżowców finansowej części Szanghaju. Mamy okazję podziwiać ją jeszcze za dnia wieczorem, ale dopiero po zachodzie słońca robi ona na mnie piorunujące wrażenie. Wieżowce między godziną 20 a 23 są przepięknie oświetlone i można na nich zobaczyć przeróżne historie wręcz wyświetlane na budynkach.
W okolicy The Bund bardzo polecam zajrzeć do restauracji Lost Heaven. Przepyszne jedzenie! Mamy to szczęście, że na miejscu jest znajoma męża, więc rezerwacja stolika i parę innych spraw nagle staje się łatwiejsza.
W Chinach znajomość angielskiego zdecydowanie nie jest zbyt dużą zaletą. Niewielu Chińczyków mówi po angielsku i nawet w hotelu nie zawsze jest to oczywistą sprawą, więc na przyjazd tu należy uzbroić się w dużą dozę uśmiechu, otwartości i gotowości wykrzesania z siebie ogromnych pokładów kreatywności, by coś wytłumaczyć.
Byłam w Chinach drugi raz, wcześniej odwiedziłam Pekin, i moim zdaniem Chiny są bardzo bezpieczne. Ogrom kamer na każdym budynku, ulicy i zaułku, a do tego ochrona na każdym rogu i policja na wielu skrzyżowaniach. Sprawdzanie ludzi i skanowanie toreb przy wejściu do metra, na lotnisko i do wielu innych miejsc, w których można oczekiwać tłumów jest raczej normą.
Chińczycy są też bardzo otwarci i reagują z wielką ciekawością na ludzi z innych kultur. Podróżujemy z dziećmi i nasza blond włosa córka jest bardzo często atrakcją dla lokalnej ludności, którzy chcą z nią robić sobie zdjęcia. Jeszcze 2 lata temu, będąc z nami w Pekinie, bardzo z tego powodu ubolewała (miała wówczas 4 lata), teraz zdecydowania sprawia jej to frajdę, że znajduje się w centrum zainteresowania 😊
Pekin miasto prawie oryginalne
W Szanghaju dosyć prosto i szybko wszędzie można dotrzeć metrem. Jest bardzo rozbudowane, składa się na nie kilkanaście linii, jest też stosunkowo tanie, bo jeden przejazd to ok. 2 juanów, czyli jakieś 80 groszy.
Drugiego dnia naszej podróży wybieramy się do starej części Szanghaju. Ciekawa, tradycyjna architektura miesza się tam z nowoczesnymi wieżowcami. Bardzo podoba mi się takie połączenie w Chinach. W tej części jest też znany Ogród YuYuan, który postanawiamy też odwiedzić. Teren pełen jest starych świątyń, ciekawych kamieni, zaułków i przepięknych drzew.
Kolejnego dnia nagle okazuje się, że niebo ma być prawie bezchmurne, co w Szanghaju ze smogiem nie jest takie oczywiste, więc postanawiamy to wykorzystać i wjechać na Szanghaj Tower. To drugi po dubajskim Burj Khalifa pod względem wysokości budynek. Koszt wjazdy to ok. 160 juanów dla dorosłych i baaardzo szybką windą można wjechać na 118 piętro, by podziwiać panoramę miasta.
Bardzo podobała mi się konstrukcja tego budynku. I tak jak Burj Khalifa ma ogromne podkłady wbite w ziemię, by zachować pion i utrzymać budynek w sytuacjach dużych wiatrów, tak w przypadku Szanghaj Tower zastosowano skręt budynku co drugie piętro, względem poprzednich pięter. Wygląda to naprawdę imponująco. Niedaleko budynku stoi Financial World Tower, tzw. otwieracz, z otworem w górnej części budynku, który to również pomaga pionizować budynek w przypadku zbyt silnych wiatrów.
Największą atrakcją dla naszej córki były odwiedziny w Oceanarium. Jeśli odwiedzasz Szanghaj z dziećmi to może być to ciekawe miejsce na liście atrakcji. W Oceanarium jest najdłuższy tunel pod wodą i naprawdę robi on wrażenie. Nad nami i po bokach widać ogromne żółwie, płaszczki, rekiny i całe ławice ryb.
Dla mnie jednym z hitów był targ matrymonialny 🙂 W każdy weekend na People’s Square można zaobserwować wielu rodziców, czy nawet dziadków, którzy poszukują drugiej połówki dla swoich samotnych dzieci.
Młodzi aktualnie mają więcej otwartych ścieżek w życiu niż ich rodzice kiedyś i niekoniecznie myślą o zakładaniu rodziny, wolą skupić się na karierze na przykład. Ponoć są też bardzo nieśmiali wobec płci przeciwnej 🙂
Rodzice, często wbrew swoim dzieciom, pojawiają się na People’s Square szukać męża czy żony dla dziecka. Na parasolach mają kartki opisujące ich dzieci, często też albumy ze zdjęciami i próbują znaleźć przyszłego zięcia czy przyszłą synową.
Noclegi w takich miastach, które odwiedziliśmy, czyli Szanghaj, Hongkong, Macau, Hanghzaou to jeden z większych kosztów podróży (prócz wewnętrznych lotów). Dla mnie bardzo ważne było, jako że podróżujemy z dziećmi, by były one w miarę blisko metra i żeby były relatywnie w centrum miast. Stąd też nocleg dla 4-osobowej rodziny (3 dorosłych) to średnio koszt między 50-80 Euro.
Bardzo tanie jest natomiast jedzenie w Chinach. Oczywiście jeśli zechcecie zjeść w restauracjach w najbardziej popularnych do zwiedzania miejscach to ceny będą odrobinę niższe lub podobne niż u nas. Wszystkie małe, lokalne miejsca, a już w ogóle uliczne jedzenie kosztuje naprawdę kilka złotych. To, jak bogata jest chińska kuchnia robi na mnie ogromne wrażenie. Często nie mamy pojęcia, co jemy, bo mało kto ma angielską kartę, nie mówiąc o mówieniu po angielsku, więc uznajemy za spory sukces, jeśli znajdujemy karty, gdzie są choćby fotografie potraw 😊
Szanghaj ekonomicznie i finansowo
Według oficjalnych danych w Szanghaju mieszka ponad 24 miliony ludzi, choć nawet ostrożne nieoficjalne szacunki mówią, że ponad 30 milionów. Można więc śmiało powiedzieć, że jest to jedno z najludniejszych miast na świecie, jeśli nie najludniejsze.
Szanghaj należy do głównych portów morskich globu. To tu działa również jedna z największych giełd na świecie. Bardzo rzuca się w oczy również, że Szanghaj szybko przekształca się w jedno z centrów światowej mody – tylko w 2018 roku otwarto tu ponad 300 zagranicznych modowych sklepów i butików, a ponad 3 000 marek zadebiutowało ze swoimi najnowszymi produktami. Znajdziecie tu wiele centrów handlowych tylko i wyłącznie z markami luksusowymi.
Zanim Szanghaj został mekką finansową, egzystował dzięki produkcji bawełny i jedwabiu. W ostatnim czasie jednak bardzo szybko stał się jednym z trzech najważniejszych miejsc handlu ropą na świecie.
Gdy władze komunistyczne na początku lat 80-tych poluzowują kontrolę prywatnej inicjatywy i zezwalają na napływ obcego kapitału, Szanghaj zaczyna czerpać z tej sytuacji kolosalne korzyści. Jak grzyby po deszczu rosną drapacze chmur w finansowej dzielnicy Pudong, a miasto oceniane jest przez światową finansjerę za najlepsze środowisko biznesowe. Wzrost obrotów kapitałowych wynosi w ostatnim czasie ponad 20% rokrocznie, a nieustanny napływ inwestycji i instytucji finansowych powodują, że Szanghaj stał się najszybciej rozwijającym się miastem na Ziemi.
Bardzo ważną gałęzią przemysłu Szanghaju jest przemysł samochodowy. To tu swoje fabryki mają Volkswagen, General Motors czy chińska grupa SAIC Motor.
Szanghaj to siedziba wielu największych chińskich firm i istotny punkt dla przedsiębiorców. Miasto znalazło się na szczycie nowej biznesowej listy magazynu „Forbes”. Szanghaj liczący sobie obecnie trzy-czterokrotnie więcej mieszkańców niż Nowy Jork czy Londyn ma ogromną moc konsumpcyjną i potężną siłę miejskiej infrastruktury tak dla ruchu towarowego (ma port i lotnisko), jak i pasażerskiego.
A czy są jakieś minusy tego ogromnego miasta? Oj tak, a główny to ogromne odległości i tysiące osób na ulicach w metrze czy autobusach. Wszędzie widać dosłownie morze ludzi.
Inną z wad są ceny nieruchomości, które przez ostatnich parę lat poszybowały mocno w górę. Kupno lokalu w cenie 60-100 tys. yuanów czy więcej (to ok. 40-60 tys. zł) za metr kwadratowy jest dla większości mieszkańców nierealne. Z cenami mieszkań na wynajem wcale nie jest lepiej.
Z Szanghaju polecieliśmy do Hongkongu, oddalonego jakieś 2,5 godziny lotu. I już podczas lądowania wita nas przepiękny widok wielu zielonych wzgórz i wysepek otoczonych wodą…. CDN.
2 komentarze do “Chińska podróż, Szanghaj.”