Kobieta Inwestuje

Sprzedaj w maju i uciekaj – sprawdza się?

Graczom na giełdzie znanych jest kilka powiedzeń, powtarzanych jak mantra przez inwestorów czy literaturę. Większość z nich powstała zwyczajnie z doświadczenia i obserwacji procesów zachodzących na giełdzie i przyjmuje się, że uogólnione stanowią jakąś prawdę na temat pewnych mechanizmów. Często możemy usłyszeć np. że „trend jest Twoim przyjacielem” czy „że nie łapie się spadającego noża”. Dziś chciałabym Wam opowiedzieć o takim, które ściśle wiąże się z aktualnym miesiącem, a mianowicie:

„sell in May and go away” (sprzedaj w maju i odejdź).

Ale o co dokładnie w nim chodzi? Oznacza to, że mamy wszystko sprzedawać i uciekać z rynku akcji w tym miesiącu? Jeśli słuchać tego powiedzenia to pewnie byłby to właściwy czas na urlop od giełdy 🙂  Powiedzenie to ma jeszcze ciąg dalszy. „Sell in May and go away, but remember to come back in September„, czyli pamiętajmy, że jeśli pożegnamy się z giełdą w maju to koniecznie wróćmy we wrześniu. Ciepłe miesiące to często jedne z gorszych miesięcy na giełdzie i zakłada się, że kto wyjdzie z giełdy w maju, a wróci po lecie jest w stanie osiągnąć lepsze zyski.

Dlaczego wyprzedać swój portfel w maju?

Okazuje się, że faktycznie sporo w tym prawdy i statystyki pokazują, że sprawdza się w ostatnich latach niebezpiecznie regularnie. Ja przeżywam właśnie mój pierwszy maj, od kiedy gram na giełdzie i jest to miesiąc, w którym od początku jeszcze nic nie zarobiłam (nie zdarzyło mi się to nigdy jeszcze). Jeśli przeanalizować dane z ostatnich kilkunastu lat (a w pierwszej połowie ubiegłego wieku było to jeszcze bardziej wyraźne) to można zauważyć mocniejszy pierwszy kwartał, a następnie mniej stabilna wiosna i lato. Można więc założyć, że sprzedając akcje w maju i kupując je w listopadzie, moglibyśmy potencjalnie zarobić więcej niż gdybyśmy je kupili i trzymali.

Giełdowy mit mówi, że kiedyś inwestorzy z Wall Street latem żegnali się z giełdą i wracali dopiero jesienią. Uciekali przed gorącem w Nowym yorku i spędzali letnie miesiące w swoich posiadłościach nad wodą, w oddali od Wall Street. Rozwiązywano po prostu wiele transakcji przed wyjazdem, sprzedawano akcje i wracano dopiero po lecie na giełdę. Ale te czasy są już raczej za nami, a głównie dzięki cyfryzacji 🙂 Czasy mamy takie, że handlować czy choćby śledzić rynki możemy z każdego miejsca na świecie, w każdym momencie.

Nie dajcie się jednak zwieść powiedzonkom. Zrobiono kiedyś badania na podstawie danych od 1926 roku, gdzie obliczono średni miesięczny zwrot z S&P 500. I co się okazało? Maj faktycznie był jednym z najmniej dochodowych miesięcy (średni zwrot to 0,30%), ale luty i tak okazał się gorszy (0,26%). Co ciekawe, na minusie okazał się wrzesień, jako jedyny miesiąc. Najbardziej intratne okazały się miesiące letnie, czyli czerwiec 1,37%), lipiec (1,87%) i sierpień (1,25%).

Nawet w miesiącach uważanych przez graczy za najlepsze, czyli w grudniu (1,78%) i styczniu (1,69%) nie było tak dobrze, jak w lipcu na przykład. Tak więc, czy faktycznie majowe powiedzenie jest słuszne? Chyba zależy od sytuacji i roku. Nie jestem raczej entuzjastką generalizowania na giełdzie, tak samo jak w ekonomii czy gospodarce. Oczywiście warto badać, próbować analizować, ale ślepe słuchanie wszelkich uogólnień nie ma najmniejszego sensu. Nikt nie jest wyrocznią, a na rynku i w gospodarce nic nie jest całkowicie sztywne i przewidywalne.

Czytać i słuchać giełdowych powiedzeń i prognoz?

Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Ja czytam prognozy dotyczące spółek, które mam czy tych, które chcę kupić, ale czy się nimi kieruję przy tym to już inna kwestia. Staram się jednak robić swoje analizy i słuchać własnej intuicji.

A w ramach ciekawostek, jeśli chodzi o wyrocznie 😉 , opowiem Wam o Panu, który nazywa się Ken Fisher (to ten Pan na zdjęciu poniżej). Ten Pan to miliarder zarządzający kilkudziesięciu miliardowym funduszem Fisher Investments, a od kilkudziesięciu lat (około 30stu) także felietonista Forbes.

Ken_Fisher

Pewna firma (CXO Advisory) przeanalizowała 6582 publiczne prognozy, które dotyczyły amerykańskiego rynku akcji i stworzone zostały przez 68 tzw. giełdowych guru w latach 2005-2012. Znawcy Ci przygotowując te prognozy posługiwali się różnymi metodami, znanymi nam z analizy spółek, jak analiza fundamentalna, techniczna itd. I jaką uzyskali skuteczność? Jak myślicie?

47,4%!  A może lepiej rzucać monetą? 🙂 

Ale dlaczego zaczęłam od Fishera? Bo właśnie on spośród wciąż aktywnych fachowców miał najlepszą trafność (66,4%). Oczywiście nie powinniśmy jedynie przez trafność charakteryzować czy oceniać konkretnego systemu, bo jednak można zarabiać, osiągając trafność poniżej 50 procent, ale weźcie proszę pod uwagę te wyniki, jeśli przyjdzie Wam kiedyś do głowy zaufać ślepo prognozom.

A Wy macie jakieś swoje ulubione inwestycyjne powiedzenia? Czy czytacie prognozy, zanim dokonacie jakiejś transakcji i czy kierujecie się opiniami innych, zanim zainwestujecie w coś swoje pieniądze?

Jeśli ten temat ten wydał Ci się ciekawy podziel się, proszę tym postem i udostępnij go znajomym. Moim zdaniem inwestowanie i finansowa odpowiedzialność jest dla kobiet bardzo istotna i chciałabym, żeby jak najwięcej z nich sobie to uświadomiło.

Będzie mi miło, jeśli polubisz też moją stronę na Facebook-u.