Do napisania tego tekstu skłonił mnie wpis Ewy Raczyńskiej o przemocy ekonomicznej . Opowieść o kobiecie, którą mąż zamknął w tzw. złotej klatce. Mieszkała w pięknym domu na nowym osiedlu kilkadziesiąt kilometrów od miasta, wychowując dzieci i zajmując się domem. Nie musiała pracować, miała wszystko. Nawet zakupy mąż przywoził wracając z pracy. Mogła spędzać czas na zabawach z dziećmi we własnym ogrodzie i delektować się uroczym miejscem. Mąż nie widział powodu, dla którego miałby jej dawać jakiekolwiek pieniądze – wszystko, czego jej było potrzeba, jego zdaniem oczywiście, miała zapewnione. Nie miała dostępu do konta, nie wiedziała, ile mają pieniędzy, a jakakolwiek forma buntu powodowała, że facet pozbywał ją swoimi mowami ostatnich resztek poczucia własnej wartości.
Oczywiście można powiedzieć, że to odosobniona, specyficzna sytuacja. Że może kiedyś, w pokoleniu naszych mam czy babć, kobiety nie miały zbyt wiele do powiedzenia. Było oczywiste, że mężczyzna zarabia, a kobieta zajmuje się domem i dziećmi. Ale teraz? Jesteśmy wykształcone, samodzielne, przebojowe, wiemy, czego chcemy od życia i czego oczekujemy od innych. Sama tak myślałam, dopóki z ciekawości nie zainteresowałam się bardziej tym tematem. Szacuje się, że w Polsce przemoc ekonomiczna w rodzinie dotykać może nawet co piątej osoby. Najczęściej to kobiety lub osoby starsze. Okazuje się, że od 2010 roku rokrocznie policja notuje coraz więcej zgłoszeń tego typu, ale nie wydaje mi się, że ze względu na rosnący trend procederu, a prawdopodobnie ze względu na większą świadomość kobiet i szersze możliwości pomocy z zewnątrz.
Jak się definiuje przemoc ekonomiczną? Można powiedzieć, że to
wykorzystywanie pieniędzy do upokarzania czy uzależniania od siebie drugiej osoby.
W takiej sytuacji nierzadko się zdarza, że zarabiający partner wyzywa drugą osobę od „darmozjada”, a jednocześnie zabrania jej pracowania czy kształcenia się. Niektóre kobiety, jak opisana przeze mnie bohaterka, nie mają w ogóle dostępu do pieniędzy. Inne dostają je dopiero, kiedy wykażą, na co chcą je wydać. Przerażające? Podejrzewam, że dla większości z Was tak.
Rozmowy o pieniądzach w związku
Wydaje mi się, że dojście do takiej sytuacji pełnego ekonomicznego uzależnienia od kogoś w to proces (choć może na etapie miłosnego zaślepienia zdarza się od początku relacji, ale wtedy jeszcze nadmiernie może nie przeszkadza) i dlatego tak ważna jest świadomość, że o pieniądzach w związku należy rozmawiać! W relacji temat pieniędzy nie może być tematem wstydliwym. I to już w momencie, kiedy jesteś pewna, że to ten książę z bajki i chcesz z nim zamieszkać pod jednym dachem, należy taką rozmowę przeprowadzić.
Myślimy sobie, że kiedy są ciągle jeszcze motyle w brzuchu i różowe okulary na nosie, to nie wypada mówić o pieniądzach? Czy w ogóle wypada o nich mówić w związku, bo przecież to taka oczywista kwestia? Okazuje się, że oczywista nie jest, a każdy z nas może mieć inne wyobrażenia dotyczące zarządzania budżetem w relacji/rodzinie. Mamy różne nawyki wyniesione z domu (uczyliśmy się o finansach z obserwacji rodziców), może byliśmy już w jakimś dłuższym poważnym związku i pasował nam tamten schemat finansowy. I dlatego warto na chwile zejść z chmurki emocjonalnych uniesień i zapytać się nawzajem, co myślimy o pieniądzach (wiem, wiem, jestem brutalną realistką w tym momencie 🙂 )
Jak pokazują statystyki, kłótnie o pieniądze są jednym z głównych powodów awantur w związku (prócz tematów związanych z seksem i dziećmi), a nawet rozwodów (jak udowodniła badaczka Sonya Britt z Kansas State University). Na zlecenie Grupy ING zrealizowano w jedenastu krajach: Austrii, Belgii, Francji, Hiszpanii, Luksemburgu, Niemczech, Polsce, Turcji i we Włoszech (w marcu i kwietniu 2012 roku, w każdym kraju na próbie blisko 1200 osób) badania „Finansowy Barometr ING”. Co się okazało? Aż 70% polskich par z dłuższym stażem, ma za sobą kłótnie o pieniądze i to nie tylko dlatego, że brakuje im środków na życie. Wśród 11 prezentowanych krajów ustanowiliśmy niniejszym taki oto swoisty rekord. Druga na liście była Turcja, kłopot z dogadaniem się w sprawach finansowych ma tam ok. 55 % związków.
Model finansowy w związku
Nie odkładaj takiej rozmowy na później, bo może się okazać, że Wasze finansowe wyobrażenia o wspólnym życiu są bardzo odmienne.
O czym porozmawiać i co ustalić? Jak ważne są dla Ciebie/ dla Was pieniądze? Jak zamierzacie zarządzać budżetem w domu:
- wszystko na wspólne konto i każdy ma do niego dostęp
- osobne konta i podział konkretnych wydatków na daną osobę lub opłacacie wszystko po połowie
- osobne konta i dodatkowo tzw. konto domowe, na które wpłacacie jakiś procent czy konkretna sumę każdego miesiąca i opłacacie z niego wydatki związane z funkcjonowaniem domu
Zastanówcie się, czy ważne są dla Was oszczędności i jaki poziom życia chcielibyście utrzymywać? Może Ty wolisz wydawać wszystkie nadwyżki na podróże, a Twój partner na samochód? Kto zarządza wspólnym budżetem domowym?
Nie warto odkładać takich ustaleń na bliżej nieokreśloną przyszłość, bo może się okazać, że przyszłość będzie trudna, a Wy wcale nie będziecie mówić jednym głosem, jak na początku relacji.
Ciekawa jestem, jak u Was wygląda finansowy model w związku? Ustalaliście wszystko od początku czy jakoś samoistnie ten temat funkcjonuje?
Temat ten wydał Ci się ciekawy albo ważny? Podziel się, proszę tym postem i udostępnij go znajomym. Moim zdaniem inwestowanie i finansowa odpowiedzialność jest dla kobiet bardzo istotna i chciałabym, żeby jak najwięcej z nich sobie to uświadomiło.
Będzie mi miło, jeśli polubisz też moją stronę na Facebook-u.
Dla mnie to takie oczywiste oczywistości, że aż nie przyszłoby mi do głowy o nich pisać. Ale, jak życie uczy, i takie oczywistości trzeba wielu ludziom przypominać. 🙂
Post powstał zupełnie bez planu, spontanicznie, bo jakoś w swojej naiwności myślałam, że takie rzeczy jak przemoc ekonomiczna praktycznie nie istnieją, a rozmowa o finansach w związku jest oczywista. Rzeczywistość chyba jednak jest bardziej złożona 🙂
PRzemoc finansowa dotyka więcej osób niż sadzimy. Byłam na szkoleniu z przemocy domowej, gdzie omawiana była również ta forma przemocy… historie jakie słyszałam były zdumiewające. Dobrze, że poruszyłaś ten temat!
Przerażające. W ogóle nie zdawałam sobie sprawy z rozległości problemu, dopóki nie natrafiłam na post, o którym pisałam. Tym bardziej należy o tym mówić/pisać!
Ja wyznaję zasadę partnerstwa w związku i wspólnego decydowania o sprawach bardziej i mniej poważnych.
Oczywiście, jeśli jedna z osób w związku zna się lepiej np. na samochodach nie widzę przeszkód, żeby przedstawiła „opinię eksperta”, która będzie wnosiła argumenty do dyskusji, podczas wspólnego podejmowania decyzji.
Zdecydowanie istotne jest dyskutowanie i wspólne podejmowanie decyzji, ale „zasada partnerstwa w związku” oznacza, że kto za owy samochód zapłaci? 🙂
Bardzo ciekawy tekst. I ważny. I o którym chyba mało się mówi. Tak jak niestety o pieniądzach. Pewne rzeczy są przyjmowane automatycznie, tak jak to, że to mężczyzna będzie zarabiał. A kobieta będzie tymi pieniędzmi zarządzać. U nas też tak właściwie jest. Nawet jak oboje pracowaliśmy, to raczej ja pilnowałam rachunków i innych opłat. I prawdę mówiąc odpowiada mi ta rola. Bo lubię mieć kontrolę, a tym bardziej kontrolę nad pieniędzmi. A od kiedy naprawdę zarządzam naszymi domowymi finansami – w sensie prowadzę budżet, to zrobił się u nas pewien jasny i akceptowany przez obie strony podział obowiązków. Właściwie jest on praktycznie taki sam od początku, ale tym razem o nim po prostu rozmawialiśmy i zdecydowaliśmy, że ten układ nam się po prostu sprawdza, a że nie przyjmujemy go w ciemno. Maż jest od przynoszenia dochodu (dopóki i ja nie wrócę do pracy), a ja od pilnowania by nie rozszedł się on na niepotrzebne wydatki. Raz w miesiącu staram się z mężem zaplanować wydatki na kolejny miesiąc, choć głównie plany dotyczą takich jak czy możemy sobie w tym miesiącu pozwolić na jakieś wyjście z dziećmi. Z racji tego, że większość kosztów to wydatki stałe, które i tak musimy ponieść. A plan finansowy jaki mamy jest taki sam na kilkanaście najbliższych miesięcy – poduszka finansowa.
U nas też od początku to ja zajmuję sie budżetem w domu. Jeśli to my na co dzień gotujemy, kupujemy rzeczy dzieciom, zajmujemy sie domem, to nie widzę też innej możliwości prostszego rozwiązania, takie jest naturalne (wg mnie oczywiście) 🙂 Najważniejsze, by jednak nie uważać tego tematu za temat, który nie istnieje, bo to prowadzi dopiero do problemów … Dziękuję, że opowiedziałaś o swojej domowej sytuacji 🙂 Pozdrawiam
Na szczęście nie mamy z tym problemu, wszystko jest ustalone i podzielone. Cieszę się, że u nas kasa nie jest tematem tabu, to zbyt ważny temat żeby nie rozmawiać szczerze i otwarcie.
Miło słyszeć taki głos. Pozdrawiam 🙂
W moim małżeństwie również nie ma takiego problemu, zresztą jest to po prostu tzw. wspólnota majątkowa, nie jest to też temat tabu, myślę, że to w dużej mierze kwestia zaufania i poznania człowieka zanim wejdzie się w związek 🙂
Bardzo miło słyszeć takie opinie. Też podchodzę do finansów w związku jak do „wspólnoty majątkowej”, ale my z mężem zaczynaliśmy nasz związek zaraz po studiach nie mając dosłownie nic, więc jakoś naturalnie stopniowo razem dokładaliśmy do „wspólnego garnuszka” 🙂
O przemocy fizycznej i psychicznej już wiele powiedziano, skutecznie naświetlając wynikające z nich konsekwencje. Jednak temat przemocy ekonomicznej nie jest aż tak mocno poruszany, nie spotkałam się z wieloma artykułami na jego temat. Tym bardziej cenię sobie Twój wpis, jakże potrzebny i uświadamiający, nazywający po imieniu pewne stany.
Dziękuję za miłe słowa. Sama nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak powszechny jest ten temat. Nie znam osobiście takich sytuacji wśród przyjaciół, dlatego do momentu przeczytania o tym, myślałam, że problem prawie nie istnieje.
Przeczytałam podany przez ciebie artykuł – aż mnie zmroziło. Nie wyobrażam sobie siebie w takiej sytuacji.
Obecnie sama lepiej lub gorzej zarządzam finansami, ale ogólnie podoba mi się model: własne konta + konto domowe.
Artykuł zrobił na mnie również duże wrażenie. Mam nadzieję, że takich historii będzie coraz mniej…
Dobrze, że coraz więcej mówi się o przemocy ekonomicznej. Ja w swojej pracy zawodowej często spotykam się z takimi kobietami, które są bezsilne. Nie pracują i są skazane na łaskę męża czy partnera.
Myślę, że pieniądze każdy powinien mieć własne i razem pokrywać koszty utrzymania. U nas ten model się sprawdza.
Zdecydowanie kobiety powinny o tym myśleć. Są jednak sytuacje, jak macierzyństwo czy choroba, kiedy to nie zarabiamy (jak bohaterka postu) i to może być początek problemów, jeśli nie mamy wcześniej opracowanego jakiegoś modelu lub w ogóle nie rozmawialiśmy na ten temat.
Wstrząsające, ale prawdziwe. Powinno się więcej mówić o takich problemach. Być może wiele z nas ma znajomych z takimi problemami, a nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Mam nadzieję, że nie mają… bo to naprawdę przerażające. Właściwie to nawet nie zauważałam wcześniej tego problemu… Blogowanie otwiera oczy, jak widać 🙂
ważne żeby ustalić razem zasady finansowe i sposoby oszczędzania. bez tego nie da się oszczędzić na coś większego np mieszkanie
Koniecznie. Trudno jest oszczędzać na tak duży cel, jeśli jedno chce własnego M, a drugie woli wydawać nadwyżki na podróże, bo dopiero wtedy czuje, że żyje. Dlatego stale namawiam na rozmowy na ten temat, na początku relacji najlepiej 🙂
Znam parę, która niestety w ten sposób funkcjonuje. Nie wyobrażam sobie być od kogoś uzależnionym ekonomicznie. To musi całkowicie wyniszczać relacje.