Izabela Staniszewska – z wykształcenia jest ekonomistką. Skończyła Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego. Pracowała począwszy od urzędu skarbowego, przez centralę handlu zagranicznego, aż do firmy ubezpieczeniowej (ostatnie 18 lat w PZU Życie SA w Biurze Inwestycji Finansowych). Inwestować zaczęła, kiedy firma pożegnała się z nią w ramach zwolnień grupowych, czyli 7 lat temu. Inwestowanie zaczynała od akcji na GPW. Po jakimś czasie dodała kontrakty terminowe na WIG20, a od 2 lat interesuje się Forexem.
Jaki model zarządzania finansami wyniosła Pani z domu? Czy w Pani rodzinnym domu mówiło się o potrzebie inwestowania?
W moim rodzinnym domu temat inwestowania nie istniał. Rodzice albo trzymali pieniądze w domu, albo na książeczce PKO. Takie to były czasy. Wtedy mało kto inwestował. Dopiero jak założyłam rodzinę to wspólnie z mężem zaczęliśmy myśleć o inwestowaniu naszych nadwyżek finansowych. To był początek lat 90-tych i wtedy rynek kapitałowy zaczynał się w Polsce rozwijać. Były więc nieliczne zakupy akcji na GPW, a potem fundusze inwestycyjne.
Skąd pojawił się u Pani pomysł, żeby zacząć inwestować na giełdzie? I dlaczego giełda, a nie np. obligacje?
Przez prawie dwadzieścia lat pracowałam w Biurze Inwestycji Finansowych dużej spółki ubezpieczeniowej. Nie zajmowałam się jednak samym tradingiem, a rozliczaniem transakcji. Kiedy moja firma podziękowała mi za współpracę w ramach zwolnień grupowych, pomyślałam, że to może być znak od losu. Miałam dość korporacji, byłam zmęczona i zestresowana. Ustaliliśmy z mężem, że nie będę szukała nowej pracy tylko zajmę się inwestowaniem.
Obligacje są na pewno instrumentem bardziej bezpiecznym, ale dają niską stopę zwrotu. Giełda zaś daje praktycznie nieograniczone możliwości zarobku, ale wiąże się z tym dużo wyższe ryzyko. Stwierdziłam, że przy umiejętnym zarządzaniu tym ryzykiem chcę zarabiać więcej niż mniej. Dlatego wybrałam akcje i kontrakty terminowe WIG20 na GPW.
Jak uczyła się Pani tradingu? Jak Pani zaczynała cały proces inwestowania na giełdzie?
Muszę przyznać nieskromnie, że kiedy zaczynałam mój trading wydawało mi się, że trochę się doszkolę i wszystko będzie dobrze. Przeczytałam wiele książek o inwestowaniu i ciągle wydawało mi się, że teorię mam całkiem dobrze opanowaną, a brakuje mi wiedzy praktycznej. Brałam udział w różnych szkoleniach i wciąż czułam się niepewnie na rynku. Dodatkowo kilka miesięcy po mnie również mój mąż został zwolniony z korporacji. Mój stan psychiczny znacznie się wtedy pogorszył, straciłam poczucie bezpieczeństwa, bałam się o naszą przyszłość. To oczywiście nie pomagało w inwestowaniu, pojawiły się spore straty. I dopiero ponad rok temu, kiedy zapisałam się do E-Akademii Maćka Golińskiego i zamieniłam GPW na Forex, wszystko powoli zaczęło mi się układać.
Jako że niedawno przeszła Pani z demo na konto rzeczywiste na Forex, chciałabym zapytać, czy inaczej inwestuje się własnymi pieniędzmi? Jakie nowe emocje, wrażenia czy może obawy temu towarzyszą, których nie zauważyła Pani wcześniej?
Przejście na realny rachunek nie było łatwe i zajęło mi trochę czasu. Ciągle bałam się strat, które na demo też się przecież zdarzały. Ale do własnych pieniędzy podchodzi się inaczej. W praktyce nie było to tak trudne, jak się obawiałam. Na zajęciach w Akademii nauczyłam się, że przede wszystkim muszę mieć trading plan i inwestować zgodnie z nim. Wiem, jak zarządzać kapitałem i ograniczać straty. Przyjęłam, że zacznę inwestować bardzo małymi pozycjami – przez pierwsze trzy miesiące 0,01 lota. Potem, po zrobieniu analizy kwartalnej i jej ocenie, będę już inwestowała wykorzystując Money Management (MM).
Według mnie znacznie łatwiej jest przejść na realne konto mając plan, strategie i odpowiednio zarządzać kapitałem. Jeśli wiemy, kiedy otworzyć pozycję, jak ją prowadzić i kiedy zamknąć, to strach jest mniejszy. Trzeba też pamiętać, że straty są nieuniknione, ale można je ograniczać zarządzając wielkością pozycji.
Chciałabym jeszcze powiedzieć o czymś, co może przyda się innym paniom. Otóż na rachunku demo inwestowałam na interwale 15M, 5M, a nawet 1M (M minut). Chciałam być jak najkrócej w pozycji i jak najszybciej zaksięgować zysk (lub stratę). Natomiast na koncie realnym zaczęłam na interwale 1H (godzina). Oczywiście zgodnie z wcześniej przetestowanym systemem, który zarabiał. Zauważyłam, że po przejściu na wyższy interwał stałam się spokojniejsza. Wiadomo, że SL (stop loss) też był tutaj większy, ale otwierając pozycję przyjmowałam do wiadomości, że może on się zamienić w stratę i starałam się z nią pogodzić. Jeśli natomiast uważałam, że będzie ona zbyt duża i niezgodna z moim MM – po prostu odpuszczałam transakcję.
Ile czasu (dziennie/tygodniowo) zajmuje Pani inwestowanie? Jak się Pani do niego przygotowuje?
Staram się inwestować codziennie, jeśli moje strategie dają sygnały do wejścia w pozycję. Zaczynam przed godz. 8.00 od analizy wykresów. Czas tradowania ustaliłam sobie na godz. 9.00-11.00 oraz 14.00-17.00. Ostatnio gram też według systemu, który może dać sygnał co godzinę, więc po prostu 2-3 minuty przed pełną godziną sprawdzam wykres. Oczywiście są dni, kiedy nie inwestuję wcale: podczas choroby lub gdy mam jakieś sprawy do załatwienia, albo po prostu czuję, że to nie jest dobry dzień na trading.
W jakie instrumenty finansowe Pani inwestuje? Czy nadal są to też akcje czy już tylko Forex?
Od ponad roku skupiam się tylko na rynku Forex. Gram na kontraktach CFD na pary walutowe, indeksy i niektóre surowce.
Dlaczego trading to stale głównie męskie zajęcie?
Wydaje mi się, że panom jest łatwiej podjąć decyzję o rozpoczęciu inwestowania. Często nie zastanawiają się czy mają odpowiednie przygotowanie, a wystarczy zachęta ze strony kumpla, który zarobił dużo kasy w krótkim czasie lub jakaś reklama biura brokerskiego obiecująca ponadprzeciętne zyski. Mężczyźni są bardziej pewni siebie, często otwierają pozycje pod wpływem impulsu, mają większą skłonność do ryzyka. U kobiet wejście na rynek to zwykle przemyślana i przygotowana decyzja.
Ma Pani koleżanki, które tradują/inwestują? Jak one, rodzina patrzą na Pani nowe hobby?
Mam kilka koleżanek, które zajmują się tradingiem. Jesteśmy w stałym kontakcie i wspomagamy się wzajemnie. Takie osoby są bardzo potrzebne, bo znają temat i łatwo się z nimi rozmawia o inwestowaniu. Muszę przyznać, że ja mam szczególne szczęście, bo taką osobą mocno wspierającą mnie w tradingu jest mój mąż. Ma dużą wiedzę dotyczącą rynków i inwestowania, a oprócz tego cierpliwość, co ma duże znaczenie. Jeśli chodzi o dalszą rodzinę i znajomych to reagują różnie – od podziwu dla mojej odwagi, przez niedowierzanie, a nawet zdziwienie, że nie jesteśmy jeszcze milionerami.
Czym zajmuje się Pani na co dzień? Uważa Pani, że trading może stać się sposobem na życie/zarabianie pełnoetatowe?
Po tym, jak zwolniono mnie z firmy, nie podjęłam nowej pracy. Nawet trochę się rozglądałam, ale nie znalazłam nic, co by mnie satysfakcjonowało. Poza tym nie byłam w wieku „poborowym”, bo około pięćdziesiątki, a takich ludzi pracodawcy nie potrzebują, czemu się dziwię. Stanęło na tym, że zostaję w domu i będę się uczyła inwestowania. Nie sądziłam wtedy, że ten proces będzie trwał u mnie tak długo (kilka lat). Zawsze jednak wierzyłam, że z tradingu można się utrzymać. I ja do tego dążę. Teraz nie zasilam naszego budżetu rodzinnego w sposób istotny, ale jestem już blisko realizacji tego zamierzenia.
Trzeba mieć jakieś specjalne predyspozycje, żeby inwestować na giełdzie?
Nie wydaje mi się. Według mnie prawie każdy człowiek jest w stanie wypracować w sobie podstawowe cechy charakterystyczne dla inwestora, czyli cierpliwość, umiejętność radzenia sobie z emocjami, samodyscyplina, zaangażowanie, odpowiedzialność czy systematyczność. Być może są osoby, które są w stanie samodzielnie wypracować powyższe nawyki. Większość jednak potrzebuje pomocy jakiegoś nauczyciela lub trenera, który podpowie, doradzi, ukierunkuje.
Ma Pani już jakieś swoje pierwsze sukcesy czy może porażki w inwestowaniu? Jak udaje się Pani kontrolować emocje pojawiające się w związku z nimi (udaje się już w ogóle je kontrolować, można się tego nauczyć)?
Porażek było wiele i nie lubię ich wspominać. Natomiast od jakiegoś czasu zaczęły pojawiać się sukcesy. Przede wszystkim zaczęłam panować nad emocjami. Przyjęłam do wiadomości, że walka z rynkiem nic nie daje, wręcz potęguje stres. Trzeba starać się rozpoznać rynek i podążać za nim. Nie przewidywać, nie zakładać co się wydarzy, tylko obserwować, wyciągać wnioski z tego, co jest na wykresie i podejmować odpowiednie decyzje. Bardzo pomocny jest tutaj trading plan i jego konsekwentne stosowanie. Jeżeli zrobiłam wszystko zgodnie z planem, a rynek mnie wyrzucił to przyjmuję ten fakt do wiadomości. Oczywiście nie jestem zadowolona, ale mam poczucie dobrze spełnionego obowiązku i nie wściekam się (jak wcześniej), bo wiem, że takie sytuacje się zdarzają. Podobnie staram się reagować, gdy wyrzuci mnie na SL (stop loss), a potem pójdzie w moją stronę już beze mnie. Przykłady można mnożyć, ale uważam, że to wszystko jest do opanowania. Jeszcze niedawno moje reakcje na straty były mocno nerwowe (mój mąż mógłby sporo na ten temat powiedzieć). Odkąd zaczęłam inwestować z planem, zarządzaniem kapitałem i dziennikiem stałam się innym człowiekiem. Oczywiście na taką zmianę potrzeba sporo czasu.
Uważa Pani, że giełda to dobre miejsce dla kobiet?
Twierdzę, że kobiety mogą być lepszymi inwestorami niż mężczyźni, ponieważ zwykle są obdarzone większą ilością pozytywnych cech charakteryzujących dobrego inwestora. Mam na myśli tak istotne cechy jak samodyscyplina, uporządkowanie, skrupulatność, realizm, mniejsza skłonność do ryzyka, umiejętność planowania. Oczywiście nie wszystkie panie posiadają wszystkie powyższe cechy w równym stopniu. I dopóki nie spróbują – nie będą miały okazji się o tym przekonać.
Trochę przewrotnie spytam: myśli Pani, że kobiety powinny w ogóle inwestować, czy lepiej zostawić to mężczyznom, a spełniać się w rolach, które przychodzą nam łatwiej czy bardziej naturalnie?
Jestem zdania, że kobiety jak najbardziej powinny zajmować się inwestowaniem, bo mają do tego lepsze predyspozycje niż mężczyźni. Mam jednak świadomość, że pani, która pracuje na etacie i ma do ogarnięcia cały dom i rodzinę niespecjalnie jest zainteresowana rynkami finansowymi, bo zwyczajnie brakuje jej czasu. Ja zaczęłam inwestować, kiedy moje dziecko było już dorosłe. Zostały mi więc obowiązki związane z utrzymaniem domu, co z czasem udało mi się pogodzić z moją nową pasją. A oprócz tego robię też to, co większość kobiet – bardzo dużo czytam, robię na drutach, szydełkuję. Fakt jest jednak taki, że wszystkie kobiety – inwestorki, które znam nie są zatrudnione na etatach. Może to przypadek, ale nauka inwestowania wymaga naprawdę dużo czasu.
Skąd w kobietach tyle lęku przed zajmowaniem się swoimi finansami (i nie mówię tu o oszczędzeniu na dodatkową parę butów, ale o inwestowaniu i myśleniu o swojej finansowej przyszłości)? Myśli Pani, że to jakiś rodzaj beztroski czy może łatwiej jest zrzucić to na partnera, a może nasze uwarunkowania tradycyjnych ról w związku?
Może to się wydać dziwne, ale według mnie ten lęk bierze się z poczucia odpowiedzialności. Kobieta, która zdaje sobie sprawę z tego jak duży wysiłek musi podjąć, żeby nauczyć się inwestować i w przyszłości będzie ryzykowała utratę części rodzinnych oszczędności może stwierdzić, że to ponad jej siły, lepiej niech facet zajmie się finansami. Poza tym prawdopodobnie dla większości pań dobro rodziny jest zawsze na pierwszym miejscu, więc często na inwestowanie po prostu brakuje czasu. A tradycyjne role w związku też mają duże znaczenie, bo chyba większości kobiet nawet nie przychodzi do głowy, że mogłyby się zająć inwestowaniem. Z drugiej strony statystyki mówią o rosnącej w ostatnich latach liczbie kobiet – inwestorek.
Co Panią inspiruje w życiu, napędza, motywuje?
Obecnie inspiruje mnie wizualizacja mnie jako tradera w niedalekiej przyszłości. Oczami wyobraźni widzę siebie jako inwestorkę poukładaną, uporządkowaną i wiedząca czego chce. Moja praca traderska ogranicza się do 1-2 godzin dziennie, jestem spokojna, cierpliwa i zdyscyplinowana, a stan mojego rachunku sukcesywnie rośnie. Wiem, że dojdę do tego, bo po ostatniej metamorfozie mojego „ja”, której efekty od pewnego czasu wyraźnie odczuwam – nie ma innej możliwości.
Bardzo Pani dziękuję za rozmowę! I życzę wiele sukcesów inwestycyjnych, ale też w życiu prywatnym!