Kobieta Inwestuje

„Wilk z Wall Street”

Witam w Nowym Roku 🙂 Mam nadzieję, że naładowane nową energią i zmotywowane na kolejny rok znowu zechcecie ze mną uczyć się o inwestowaniu. Dziś jednak postanowiłam opowiedzieć Wam o … filmie!

Dwa dni temu wieczorem mąż włączył „Wilka z Wall Street” Martina Scorsese. I jako, że film opowiada głównie o „zarabianiu” na giełdzie (nie mogę napisać bez cudzysłowu, bo moim zdaniem kradzież i pranie brudnych pieniędzy z ogólnie pojętym społecznie zarabianiem nie ma wiele wspólnego), postanowiłam Wam o nim opowiedzieć. W filmie giełda jest jednak tak naprawdę jedynie tłem, bo moim zdaniem główna postać choć nie jest bohaterem pozytywnym, ma niepowtarzalną umiejętność SPRZEDAŻY. To ogromnie pewny siebie, arogancki i niebywale skuteczny w działaniu człowiek – Jordan Belfort. Oglądałam film z ogromnym zainteresowaniem, a nawet lekką zazdrością, bo takie umiejętności własnego marketingu i sprzedawania cokolwiek sprzedać się chce, wcale nie są popularne.

Warto wspomnieć, że film powstał na faktach, a scenariusz oparty jest na podstawie książki, jaką Jordan Belfort napisał podczas odbywania kary więzienia (tak, tak, w efekcie główny bohater ląduje za kratami – ale nie na długo :)). Film opowiada o mężczyźnie, który chciał być baaardzo bogaty. Rezygnuje z tego właśnie powodu ze studiów stomatologicznych (bo na bogactwo nie zamierza czekać) i zajmuje się… dystrybucją mrożonego mięsa. Jest w tym tak dobry, że po paru tygodniach ma już własną hurtownię. Po roku ma świetnie prosperującą firmę, prawie 30 dostawczych samochodów i wielu pracowników. Firma jednak bankrutuje, a marzący o bogactwie chłopak idzie pracować do domu maklerskiego. Ma jednak pecha – zaczyna swoją nową pracę dokładnie 19 października 1987 roku w tzw. „czarny poniedziałek”, kiedy to amerykańską giełdą wstrząsnął największy krach w powojennej historii. Wskaźnik Dow Jones spadł na łeb na szyję, a jego pracodawca zbankrutował. Jordan jednak się tym nie zraża i znajduje pracę w innej firmie, zajmującej się telefoniczną sprzedażą akcji małych firm.  I od pierwszego dnia z ogromnymi sukcesami przekonuje ludzi, by zainwestowali swoje oszczędności w śmieciowe akcje. W końcu stwierdza, że jest zbyt dobry, by pracować dla kogoś i zakłada swoją firmę. Po niedługim czasie ma wszystko, o czym zawsze marzył. Mnóstwo pieniędzy, sportowy samochód, jacht, helikopter. Powoli jednak zaczyna tracić kontrolę nad swoim hulaszczym życiem, coraz bardziej wpada w narkotykowy nałóg. Pokazane jest to bardzo obrazowo, w stylu Scorsese (jeśli spodziewasz sie, że to grzeczna biografia to możesz się rozczarować – słowo „fuck” pada tam ponoć aż 506 razy :)). Belfort popełnia mnóstwo błędów i w końcu traci wszystko, a sam ląduje w więzieniu.

Ale dlaczego nie został drugim Buffettem?

Bo oszukiwał. Pokazywał klientom podrobione raporty o kondycji spółek. Wykupywał pakiety akcji, aby zrobić wrażenie, iż budzą one zainteresowanie inwestorów. Przy pomocy agresywnych technik sprzedaży wciskał klientom śmieciowe akcje, windując ich kurs giełdowy, a później sprzedawał je z ogromnym zyskiem, natomiast posiadacze owych papierów zaliczali straty. Naciągający makler pozbawił 200 mln dolarów około 1500 inwestorów. To oczywiście żaden nowy schemat na rynku i Belford nie wymyślił niczego genialnego, ale był on zdecydowanie bardziej bezczelny i bardziej skuteczny od poprzedników.

W więzieniu spędził jedynie 22 miesiące, ponieważ poszedł na współpracę z wymiarem sprawiedliwości w wydał swoich współpracowników. I co robi teraz na wolności? SPRZEDAJE! Nie, nie, spokojnie, nie akcje 🙂 Dziś sprzedaje swoją wiedzę i opowiada o doświadczeniu,jakie zdobył. Jeździ po świecie jako trener sprzedaży i motywacyjny mówca. Ceny jego wykładów są na poziomie 100 tysięcy dolarów, a chętnych nie brakuje. Wielu zarzuca mu, że jego zajęcia to stek frazesów z podręczników z marketingu i sprzedaży, ale jednego nie można mu zarzucić – genialnie potrafił sprzedać siebie! Po wielkim bankructwie i 2 latach w więzieniu potrafił przekuć porażkę w sukces, sprzedać prawa do książki za ponad 2 mln dolarów, nakręcono o nim film, czym zrobił sobie reklamę na całym świecie i nadał chyba nie powiedział ostatniego słowa. Ma się wrażenie, że jego całe życie to jakaś wielka sprzedażowa akcja.

„Na dobrą sprawę obojętne, czy zarabiam pieniądze w biznesie, czy chcę być dobrym ojcem i mężem – wszystko sprowadza się do daru przekonywania. Albo umiesz sprzedawać swoje marzenia albo jesteś wielkim przegranym.”

Nie zamierzam stawiać oczywiście Panu Belfortowi jakiegoś wielkiego pomnika, ale mam do niego wielka sympatię po obejrzeniu filmu (nigdy wcześniej o nim nie słyszałam). Oczywistym jest, że jego życie było pasmem oszustw, za które musiał zapłacić swoją cenę, aczkolwiek umiejętności sprzedawania siebie i swoich marzeń nikt mu nie odmówi. Film warto obejrzeć choćby dla tych technik 🙂 Imponuje mi, że potrafił się po raz kolejny podnieść i że wyciągnął wnioski z przeszłości budując nową działalność opartą na innych regułach. Dziś prowadzi prężnie działająca firmę szkoleniową i chyba sam jest największym wizerunkiem słów, jakie powiedział:

„Jedyne co stoi pomiędzy Tobą, a Twoim celem, to te bzdury, które sobie mówisz, że nie dasz rady.”